Logo opowiem.pl
Opowiem.pl > Opowiadania dla wszystkich > Opowiadanie

Ostatnio dodane Najnowsze zdjęcie


Ostatnio komentowane
Zdjęcie z komentarzem Zdjęcie z komentarzem Zdjęcie z komentarzem 

Izrael (Jerozolima i Tel...
(1) ostatni autor: Darek

Kilka zdjęć "w trybie"...
(1) ostatni autor: Darek

Jesień
(1) ostatni autor: Darek

Narty w Valmeinier we...
(1) ostatni autor: edyta

Narty w dolinie słońca
(1) ostatni autor: Jacek

Rodos
(1) ostatni autor: Darek

Chorwacja poniżej...
(2) ostatni autor: Darek

Moja pouczająca historia
(1) ostatni autor: Marta1222

pierwszy dzień w...
(4) ostatni autor: Marta1222

Magia wspomnień
(2) ostatni autor: Andzia32

Światy dwa
(2) ostatni autor: Andzia32

Dom
(4) ostatni autor: Andzia32

Chorwacja
(1) ostatni autor: Darek

Kreta
(2) ostatni autor: Darek

Login
Hasło
            Nowe hasło

Nie masz jeszcze konta?

Zarejestruj się

Rejestracja pozwala na
- dodawanie -
- publikowanie -
- komentowanie -
opowiadań, zdjęć i filmów

Bezpłatne i bez ograniczeń

Informacje o serwisie






Izrael (Jerozolima i Tel Awiw)


Dzień 1.

Lecieliśmy WizzAir'em. Wylot z Katowic-Pytrzowic do Tel Awiwu. Lecieliśmy trochę ponad 3 godziny, bardzo przyjemny lot. Lotnisko w Tel Awiwie jest bardzo ładne i przestronne. Czyste i zadbane. Zaledwie 10 metrów od głównego wyjścia znaleźliśmy busa do Jerozolimy (oddalonej około 57km od Tel Awiwu) za 62 Szekli (ok 68 zł).
Jechaliśmy godzinę mimo, że kierowca jechal po drodze szybkiego ruchu (swoją drogą piratował jak taksówkarze w Egipcie).
Dowiozł nas pod same drzwi hotelu, zatem dolot do Izraela poszedł gładko jak po maśle. Po zakwaterowaniu (tym razem zdecydowaliśmy się na Hotel Liora ulicy Ha-Ma'alot 2. Kilka kroków od starego miasta, do którego wybraliśmy się mimo, że byliśmy już bardzo zmęczeni. Idąc głowną ulicą można natknąć sie na liczne restauracje, kebabownie, sklepy z pamiątkami, kapeluszami, banki, koszerny Mc Donald's i sklep czynny 24/6.
Zjedliśmy bliżej nieokreślone dania kebabo podobne, każde po ok 35 Shekli. Smaczne, aczkolwiek bardzo pikantne jak dla mnie. Nie wiele było trzeba żeby dostać się do bramy Jaffa wprowadzającej nas na teren starego, o godzinie 22:00 już niemalże całkowicie opuszczonego miasta.
Przechadzając się po dzielnicy Muzułmańskiej można było odczuć dyskomfort wynikający z labiryntu uliczek obudowanych od góry (zwykle takie uliczki maja dostęp do nieba, tu było inaczej), oprócz tego gdzieniegdzie siedzący młodzi muzułmanie, czasami z bronią, czasami jeżdzący na skuterach. Dużo kotów, trochę mniej poprzewracanych śmieci. Droga krzyżowa Via Dolorosa nie odróżniała się niemal niczym od innych, opuszczonych o tej godzinie uliczek. Doszliśmy do wejścia na teren Bazyliki Grobu Bożego. Zarówno my jak i czwórka Rosjan odbiliśmy się od zamkniętych już wrot. Wrócimy tam jutro. Ten krótki spacer zakończyliśmy przejsciem przez jedną z ulic dzielnicy Chrześcijańskiej i wróciliśmy do miejsca wyjścia. Poza starym miastem i w jego bliskich okolicach co krok można spotkać ortodoksyjnych Żydów. Póki co jest to dla mnie spora atrakcja, myślę, że się przyzwyczaję. Wszyscy chodzą w garnuturach, białych koszulach, często z kapeluszami na glowie spod ktorych zwisają im lokowane pejsy. Ciekawy, jak dla mnie trochę zabawny obraz :)
Wracając tą samą drogą weszlismy do Marketu 24/6 gdzie kupiliśmy sok pomarańczowy (1l), chleb krojony, opakowanie żółtego sera i coś w stylu serka topionego. Za całość zapłaciliśmy 68 Shekli. Ceny tutaj powalają. To tyle na dzisiaj. Jesteśmy ciekawi jutra! :)

ZDJECIA: https://goo.gl/0MMbnb

Dzień 2.

W planach jest brama Lwa, Droga Krzyrzowa i Bazylika Grobu Świętego...
Wyszliśmy później niż było to w planach, obierając inną drogę dojścia do Starego Miasta natknęliśmy się na Watrak Montefiorego tuż niedaleko Góry Syjon. Następnie przeszliśmy do znanej nam już bramy Jaffa gdzie weszliśmy do Stargo Miasta. Dzisiaj było to zupełnie inne miasto, pełne sklepików, naganiaczy, pamiątek, owoców, wyciskarek do owoców, soków z owoców, lasek, menor, kapeluszy, łuków, placków i słodyczy. Raczej nikt nie przejmuje się już tam faktem, że 2000 lat temu chodził tamtędy Jezus Chrystus z krzyżem na barkach podczas Drogi Krzyżowej. Stwierdziliśmy, że ostatnią drogę Jezusa przejdziemy od tyłu zaczynając od Bazylik Grobu Bożego - niezwykłe miejsce, pełne ludzi. Tam gdzie wczoraj stalowe drzwi zakazywały wstępu już dzisiaj omijając stoisko z ubraniami można było spokojnie wejść na tłumne atrium a stamtąd prosto do bazyliki. W środku po prawej Golgota, którą zamierzamy zobaczyć jutro a na przeciwko płyta kamienna z ostatniego namaszczenia Jezusa. Wszyscy klękają, całują, dotykają, nacierają swoje przedmioty tym kamieniem. Zrobiliśmy to samo, chwilę później podszedł do nas polak Arek, z kolegą Arkiem. Jest to zwrot akcji, który zadecydował o dalszych chwilach dnia dzisiejszego. Arek zapytał o poradę w zwiedzaniu, po udzieleniu mu tej informacji rozdzieliliśmy się. Chcieliśmy podejść do grobu Jezusa, wiedząc że znajduje się on na lewo od płyty, na której położono ciało Ukrzyżowanego tuż po śmierci. Jednak ze względu na remont Grobowca władze bazyliki sugerowaly tabliczkami, żeby podejść tam na około. Arek wraz z kolegą powiedzieli nam, że planują dzisiaj pojechać do Morza Martwego, to Panowie pracujący w Izraelu w międzynarodowym projekcie na platformie na morzu Śródziemnym, gdzie ubijają grunt pod kolejne inwestycje. Stwierdziliśmy, że zaproponujemy Arkom nasze towrzystwo podczas ich wyprawy do Morza Martwego. Zgodzili się. Od tego momentu zaczeliśmy wspólne zwiedzanie. Poszliśmy to kaplcy św. Heleny, która wcześniej historycznie wywarła na mnie ogromne wrażenie wraz ze swoim uporem opisanym na łamach IV wieku n.e. Odsyłam do źródeł historycznych po więcej szczegółów, niemniej jedak warto nakreślić, że to dzięki niej Grób Jezusa, który dzisiaj wszyscy chcieliśmy zobaczyć został odnaleziony właśnie na terenie gdzie obecnie stoi bazylika. Po kaplicy poszliśmy do kolejki prowadzącej do grobu Jezusa. W międzyczasie jakiś człowiek bez zasad ukradł mi telefon. Trudno mi nazwać człowieka, który kradnie w takim miejscu. Tuż przed naszą koleją do wejścia do grobowca rozpoczęły się modły wszystkich odłamów chrześcijaństwa wewnątrz grobowca, kolejno Katolicy, Ormianie i Prawosławni wchodzili do środka z kadzidłami i namaszczali grobowiec. Nadeszła nasza kolej. Najpierw przedsionek ze świecami i małą płytą kamienną za szkłem. Następnie, za małym wejściem grobowiec. Skromny, kamienny, umożliwiający zwiedzanie góra 4 osobom. Nie dotarło do mnie dzisiaj co si tam wydarzyło, ale było to coś niezwykłego. Zamierzamy tam pójść jutro jeszcze raz, dlatego, że świadomość, że jest to miejsce pochówku najważniejszej osoby naszej religii oraz punkt odniesienia wszystkich ołtarzów na świecie jest faktem na tyle głębokim i wymagającym dłuższego przemyślenia. Obsługa grobowca pozwoliła jednie na kilka sekund obecności.
Po Bazylice poszliśmy na do Western Wall, znanej jako Ściana Płaczu. Czyli część drugiej Świątyni, w której według historii muzułmańskiej dochodziło do cudów, płonęły ognie oraz było to po prostu miejsce święte. Dochodząc do ściany musiałem ubrać białą jarmułkę. Obowiązywał również podział na męskie i żeńskie doście do ściany. W Ścianie Płaczu jest mnóstwo kartek z modlitwami, Żydzi modlą się przy niej niejednokrotnie w drgawkach transu modlitwy kołysząc się do przodu. Jest to dość podniosłe miejsce nawet dla chrześcijanina. Jako mężczyzna miałem również możliwość wejścia do nawy po lewej stronie, gdzie Żydzi modlili się jeszcze bardziej oddanie.
Po Ścianie Płaczu poszliśmy na zakupy w okolicznych uliczkach, udało nam się kupić kilka różańców od Żyda mówiącego po polsku. W moim odczuciu to Rosjanie są chyba najczęstszymi odwiedzającymi Jerozolimę, gdyż ze strony sprzedawców najczęściej padało głośne "Zdrastwuj cje!" lub "Izwinitje pażałsta!" ;)
Po zakupach udaliśmy się do samochodu nowo poznałych Arkadiuszy i pojechaliśmy nad Morze Martwe. Po drodze, która była początkowo bardzo uciążliwa ze względu na korki (spowrotem było jeszcze gorzej) natrafiliśmy na punkt, w którym przebiega poziom morza. Morze martwe zajduje się w ponad 300-metrowej depresji. Dojechaliśy na miejsce sprawnie, pod drodze mijając spore tereny pustyne, wielbłądy, pastwiska osiołków oraz las palmowy. Na miejscu dostaliśmy się do prywatnej plaży (wejście 57 shekli od osoby dorosłej) i poszliśmy zażyć słonej wody. Po drodze mijaliśmy najniżej na świecie położony bar. Brzeg morza jest bardzo gliniany. To słone błoto to ponoć składnik najlepszych i najbardziej skutecznych kosmetyków na świecie, dlatego nie dziwił nas fakt, że ludzie się nim nasmarowywali. My zrobiliśmy to samo. Wejście do morza było trudne, gliniany brzeg był bardzo śliski przez co można było upaść do wody i przy odrobinie pecha nachlapać sobie do oczu co było (sprawdzone na własnej skórze) bardzo szczypiącym doświadczeniem. Od lat słyszałem, że na Morzu Martwy można leżeć jak na leżaku i nawet czytać gazetę... To prawda. Nie ma możliwości, żeby się w tej wodzie zanurzyć, nawet jeśli jest się w miejscu gdzie nie ma gruntu - jest to niemożliwe i woda powoduje, że nasze ciało zachowuje się jak boja. Płytanie, a raczej dryfowanie na plecach czy brzuchu jest niezwykłym doświadczeniem, coś jak uczucie nieważkości. Polecam wszystkim!
Po tych 'kosmicznych' kąpielach i obmyciu się w słodkiej wodzie wróciliśmy do Jerozolimy. Po drodze jednak nie obeszło się bez kontroli na tzw. Checkpoincie, ten miał nr 300. Strażnik kazał nam zjechać na bok następnie po kilku minutach przyszedł i w sumie bez większych problemów, po uprzedniej weryfikacji paszportów, puścili nas wolno. Będąc w lekkim amoku Arek zjechał nie w ten zjazd i zamiast objechać miasto wjechaliśmy wprost w jego zatłoczone czeluścia. Dzięki uprzejmości Arków zostaliśymy podwiezieni pod sam hotel! (Dzięki Arek i Arek jeszcze raz! Bez Was najprawdopodobniej nie dostalibyśmy się do morza). Po drodze zakleszczyliśmy w korku między autobusem z nadziejami na przejazd, a samochodami bezmyślnych kierowców, którzy parkowali swoje auta na ulicy. Doszło to tego, że musieliśmy wysiąść z samochodu i kierować ruchem samochodu stojącego za nami tak, żebyśmy mogli wyjechać. W Jerozolimie napotkanie samochodu, który nie ma żadnego obcia graniczy z cudem! Większość aut ma poobijane tylnie lewe zderzaki, poprzekrzywiane lusterka lub porysowane drzwi. Nic dziwnego, ruchu uliczny tutaj jest bardzo zbliżony do tego, który panuje w Neapolu, czyli każdy jest królem szosy i nie ma mowy, żeby komukolwiek ustępować miejsca!
Wieczorem poszliśmy na kolację, udało nam się znaleźć taniego kebaba (20 szekli za sztukę), następnie poszliśmy na zakupy. Tym razem zapłaciliśmy 169 szekli za wszystko, zakupów było trochę więcej + kupiliśmy alkohol, który w porównaniu do polskch cen jest około 3 razy droższy niż w Polsce. Jutro 1 listopada - Dzień Wszystkich Świętych i równoczesnie urodziny Joasi! Zobaczymy co przyniesie ten wyjątkowy dzień :)

ZDJĘCIA: https://goo.gl/AYMO8k

Dzień 3.

Dzisiaj w planach mieliśmy przejście Drogą Krzyżowa odwiedzajac kaplice i sanktuaria upamiętniające poszczególne stacje. Doszliśmy rano do starego miasta. Początkowo chcieliśmy obejść je z zewnątrz chcąc zobaczyć gore Oliwna która mieści po wschodniej stronie Starego Miasta. Zdecydowaliśmy się jednak wejść na teren starego miasta wcześniej przez tzw. bramę Nową. Było dość wcześnie dlatego jeszcze nie było widać masowo pootwieranych straganów. Kierowaliśmy się do Lwiej bramy skąd chcieliśmy rozpocząć Drogę Krzyżową. Po drodze widzieliśmy stragany na których sprzedawano korony cierniowe. Dochodząc do bramy minęliśmy stacje V, IV, III, II oraz I. Przy stacji V natknęliśmy się na grupę turystów noszących Krzyż chcąc zrekonstruować wydarzenia sprzed 2000 lat. Mijając początkowe stacje doszliśmy do bramy Lwiej gdzie zaczepił nas Izraelita, który już na początku rozmowy, uprzedzając nasze domniemane podejrzenia, poinformował nas, że nie jest przewodnikiem oraz, że wszystkie stacje Drogi Krzyżowej sa zamknięte między 11-13. Okazało się, że był to taksówkarz z pomysłem na klienta. Zaproponował nam podwózkę na górę Oliwną. Chwilę się zastanawialiśmy, ale zdecydowaliśmy się, że pojedziemy  z nim. Podczas rozmowy w drodze powiedzieliśmy mu, że dzisiaj są urodziny Joasi. Teksówkarz podjął temat urodzin i dodatkowo zawiozł nas na punkt widokowy, z którego można było zobaczyć panorame palestyńskiego miasta Betania. Następnie pojechaliśmy do miesca, gdzie miało miejsce wniebowstąpienie Jezusa Chrystusa. Niestety, w momencie naszych odwiedzin miejsce upamiętniające to wydarzenie było zamknięte. Pojechaliśmy dalej na punkt widokowy, z którego było widać najbardziej popularną perspektywę panoramy jerozolimskiej ze starym miastem i złotą Kopulą na Skaleznajdującą się na Wzgórzu Świątynnym. Po odpowiednim obfotografowaniu tego miejsce zjechaliśmy do podnóża Góry Oliwnej – do grobowca Maryi. Według wyznania Prawosławnego Maria najpierw umarła, zostawiając ciało na ziemi, dopiero później miało miejsce jej wniebowzięcie przez jej Syna Jezusa. W religii Katolickiej wierzy się w całkowite wniebowzięcie wraz z ciałem. Weszliśmy do grobowca, na czasnym, osmolonym niegdyś od świec wisiały ozdobne lampiony i żyrandole, w bocznej nawie można było wejść do grobowca, który znajdował się na środku tejże nawy. Następnie po wyjściu doszliśmy do ikony Matki Boskiej. W tym miejscu znaczna większość zwiedzających to Rosjanie. Dosłownie kilkanascie metrów obok znajduje się Ogród Oliwny, w którym Pan Jezus modlił się przed ukrzyżowaniem. To właśnie w Ogrójcu Judasz ‘odwiedził’ Jezusa wraz ze strażnikami. Doszło do kłótni  między jednym z apostołów a strażnikiem, w skutek czego jednemu strażnikowi odcięto ucho. Spacerując dookoła niewielkiego ogrodu weszliśmy do Katolickiego kościoła obok gdzie gruba wiernych nuciła kościelne pieśni, co nadało niezwykłego klimatu podczas własnej modlitwy, którą tam odmówiliśmy. Następnie przy wyjściu z ogrodu dostrzegliśmy ogrodnika, który strzepywał oliwki z drzew. Ogród jest otoczony płotem, nie wolno dotykać drzew ani wchodzić na teren ogrodu. W momencie, w którym zatrzymaliśmy się żeby zrobić zdjęcie ogrodnikowi do płotu podszedł pop prawosławny i poprosił ogrodnika o podanie mu upadłej gałęzi. Stałem obok, więc poprosiłem go żeby podzielił się ze mną. Dostałem dwa listki. W taki sposób w przewodniku będzie od teraz schnął liść z najbardziej znanego ogrodu w chrześcijaństwie. Po wyjściu z Ogrójca zaczęło padać, udaliśmy się do bramy Lwiej, która okazała się być zaskakująco blisko. Nasz taksówkarz z jednej strony przewiózł nas całkiem przyzwoicie ale jak na polskie realia to słono za to zapłaciliśmy, bo aż/jedynie (niepotrzebne skreślić) 120 shekli.
Dochodząc do Lwiej bramy byliśmy już bardzo zmoknięci.Ten deszcz, niepozorny, był jakoś nadzwyczajnie mokry. Na bardzo małej trasie zdołał nas solinie przemoczyć. Zaczęliśmy Drogę Krzyżową. Lekko zdezorientowani w oznaczeniach weszlismy na dziedzicniec a następnie do kaplicy, która okazała się być kaplica Biczowania. To było miejsce upamietniajace II stację Drogi Krzyżowej. Wiedzieliśmy z przewodnika, że stacja I i II znajdują się naprzeciwko siebie. Po wyjściu ze stacji II łatwo dotarliśmy do stacji I. Tu jednak napotkaliśmy problem. Brama do wejścia była lekko uchylona, po wejściu do środka zostaliśmy poinformowani, że plac na którym Jezus został skazany na śmierć jest teraz otwarty dla dzieci z pobliskiej szkoły muzłułmanskiej. To była podstawówka. Po krotkich namowach z mojej strony zostaliśmy wpuszczeni na dziedziniec. Dookoła biegało dużo dzieci, niektóre nie wykazywaly zbytniego zainteresowania parą turystów, była jednak grupka dzieci  5-11 lat, które zaczęły nas zaczepiać. Z początku przybiłem ‘piąteczkę’ z jednym z nich, po chwili jednak jedno dziecko (lat może 4-5) lekko bącnęło Joasie. Dzieciaki zaczęły być bardzo natarczywe, zaczęły za nami chodzić. Następnie złapały mnie za kamerę, zaczęły szarpać i bulwersować się naszą obecnością. Z początku nie reagowaliśmy na to jakoś przesadnie do czasu jak jedno z dzieci zaczęło zachowywać się jak opentane. Nie miało siły żeby zrobić nam krzywdę ale jak tylko mogło, wraz z grupką innych maluchów uprzykrzały nam pobyt jak tylko to bylo możliwe. Zaczęły nas kopać oraz obskakiwać. Doszliśmy do wnęki, z której było widać złotą Kopułę na Skale z bardzo bliska, Joasia jednak nie była w stanie wyjąć telefonu. Po prostu się bała i prawdę mówiąc to jedyne co miała w głowie to opuścić stację I. Ja w tym czasie poganiałem jednego z dzieciaków, tego nawiedzonego, przez cały dziedziniec. Na koniec jeszcze jeden z maluchów mnie opluł. Wyszliśmy z dziedzińca bardzo zaskoczeni i zmieszani. Nie wiadomo jak się zachować w takiej sytuacji. Przecież nie uderzę dziecka, które próbuje wygiąć mój palec z całej siły a jedyne co mu się udaje to zaczerwienić się i upocić. Mamy taką obserwację, że ta szkoła jest po prostu smutna. Dzieci w tej szkole nie mają dostępu do niczego przyjemnego, szare ściany, dziedziniec za stalową bramą, zerowa opieka (w klasie dzieciaki skakały po ławkach). 100% uczniów to chłopcy, może więc obecność kobiety na nich tak wpłynęła. Do tego byćmoże dochodzi nastawianie przeciwko turytom/innowiercom w domach. Nie wiem, w każdym razie to doświadczenie było dziwne. Jednak z drugiej strony to właśnie odbywaliśmy Drogę Krzyżową na wzór przeżyć Jezusa, który przecież był poniżany, gorzej – bity, obarczony Krzyżem i niechciany przez całą społeczność. Poszliśmy dalej.
Po drodze weszliśmy do więzienia Jezusa, w którym czekał na ukrzyżowanie. Oprócz jego celi i ciemni, w której był trzymany widzieliśmy również grotę, gdzie za kratami przebywał przestępca Barabasz, którego społeczność wybrała jako człowieka do uwolnienia, zamiast Jezusa. Stacja III i IV są w tym samym miejscu. III to kaplica z rzeźbą kamienną upamiętniającą pierwszy upadek Jezusa, kolejna to kaplica oraz rzeźba pokazująca spotkanie Jezusa ze swoją matką. Tutaj dość szczególnie pomyślałem o swojej Mamie :)
Tuż po wyjściu ze stacji IV wyszliśmy na plac gdzie po lewej stronie był bar, którego właściciel od razu zaproponował nam.... kebab. Natomiast po prawej stronie był bar.
Kolejna stacja to ta, którą widzieliśmy wcześniej. Skrzyżowanie Via Dolorosa i El Wad. Niewielka stacja z małym ołtarzem i klęcznikiem, który w momencie naszego zwiedzania był zamknięty. Stacja 6 to oprócz tablicy i napisu równiez miesce gdzie siostra zakonna wyknywała prace rzemieślnicze. Być może również miała na imię Veronika ;) Stacja VII jest najbardziej niepozorną stacją, mała, ledwo zauważalna tablica z zaniedbanym symbolem mówiącem o numerze stacji. Tu Jezus upadł po raz drugi. Przy stacji VIII moża było zobaczyć kapliczkę upamiętniającą pocieszanie płaczących niewiast. Kolejna stacja XI to stacja, której znalezienie zajęło nam najwięcej czasu. Zanim ją znaleźliśmy zdołaliśmy dość do Bazyliki Grobu Świętego, w którym znajdują się stacje X-XII. Po kilku próba, krążeniach, wreszcie znaleźliśmy stację XI, która znajduje się nad kaplicą św. Heleny, która po tym wyjeździe jest moją ulubioną świętą. To za sprawą jej determinacji w poszukiwaniu grobu Pana Jezusa, Krzyża oraz Golgoty. Weszliśmy do Bazyliki przechodząc przez stację X, następnie weszliśmy na Golgotę. To było jedno z tych wydarzeń, które też zapamiętam na długo. Widzieliśmy przecież kamień, który kiedyś znajdował się na lekkim wzgórzu (nigdy Golgota niebyła wielkim wzniesieniem, to po prostu duży kamień, skała) , gdzie ukrzyżowano dwóch łotrów i człowieka, którego ludzkie losy zamykają się w stacji XI oraz XII i są wspominane i wysławiane na całym świecie do dzisiaj. Swoją drogą, będąc wśród chrześcijan z całego świata stwierdzam, że Polacy wcale nie pokazują się tutaj jako naród przesadnie religijny. Mam na myśli może lekką przesadę w religijności objawiającej się na przykład w ilość kupionych figurek. Tego typu relgijność jest chyba o wiele bardziej rozwinięta w krajach Ameryki Południowej. Wszyscy pielgrzmi z tego kontynentu dawali po sobie poznać muśnięcia sympomu Jerozolimskiego nacierając o płytę ostatniego namaszczenia dosłownie wszystke możliwe przedmioty łącznie z torebkami, ubraniami, foliówkami pełnymi czegokolwiek. Co do samego symptomu Jerozolimskiego to odsyłam to lektury. Jest to bardzo ciekawe psychiczne zjawisko, które w swojej historii ma na sumieniu m.in kilkudniowe zamieszki ścierających się chrześcian i muzułmanów w centrum starego miasta w Jerozolimie. To nacieranie jest dla mnie zrozumiane, ale niektórym ludziom brakuje w tym po prostu umiaru i wyczucia.

Dzisiaj, ze względu na 1 listopada chcieliśmy odwiedzić Grób Jezusa ponownie. Przed pójściem do rotundy, w której znajduje się grobowiec posiedzieliśmy dłuższą chwilę na schodach prowadząćych do kaplicy św. Heleny. Następnie doszliśmy do kolejki prowadzącej do grobu. Była około  3 razy dłuższa niż wczorajsza. Po kilku miutach stwierdziliśmy, że spróbujemy znaleźć drogędo Kopuły na Skale, chcieliśmy ją zobaczyć chociaż z zewnątrz z bliska. Opuściliśmy Bazylikę i poszliśmy w stronę ściany płaczu, odwiedzając ją ponownie. Kilka kwadransów błądziliśmy po starówce próbując znaleźć drogę do Kopuły. Jeden z uprzejmych śniadych młodzieńców doradził nam, że dzisiaj Światynia jest zamknięta. Stwierdziliśmy, że wrócimy na stację I Drogi Krzyżowej, gdzie mimo wcześniej opisanych kiepskich warunków do zwiedzania udało się Joaśce wyjrzeć przez okna we wnęce skąd dość dobrze było widać Kopułę. Późnym popołudniem (ok 15-16) na początku Drogi Krzyżowej było już pusto. Dziedziniec na stacji I również był pusty, weszliśmy tam po raz kolejny i obfotografowaliśmy Kopułę jak należy. Wracajac po drodze widzieliśmy prawdziwą, wielką, niebieską papugę. Chyba Arę.

Wróciliśmy do Bazyliki, gdzie czekaliśmy na kolejne odwiedziny grobu Jezusa około 35-40 minut.
Ksiądz kierujacy ruchem dawał wskazówki po rosyjsku „lewa lewa, adin adin, не препятствуют прохождению!”. Chyba muszę zacząć się uczyć tego języka. Staje się mocno międzynarodowy. Odwiedziny były bardzo krótkie, trwają dosłownie kilka sekund. Było magicznie mimo to. Zapaliliśmy świece, jednak nie mieliśmy ich za bardzo gdzie wsadzić więc zabraliśmy je ze sobą. Po wyjściu z bazyliki stwierdziłem, że pójdę na policję w sprawie kradzieży mojego telefonu. Tak też się stało. Poszliśmy na komisariat gdzie mundurowy wpuścił mnie i Aśkę do środa, czekaliśmy z jedny Anglikiem, który siedział tam dobre 10 minut bez skutku i przyszedł zgłosić kradzież telefonu równiez. W jego przypadku ktoś wyrwał mu telefon z ręki i uciekł. Doradziłem mu żeby zapukał do drzwi pod którymi razem siedzieliśmy, chwilę później wyszedł policjant i dokonał powierzchownego przesłuchania na nim i na mnie. Chwilę później pani komentant (nie mam pewności co do stopnia) zaprosiła mnie do swojego gabinetu gdzie uzupełniłem zeznania i spisaliśmy protokół. Dobre i to. Być może się do czegoś przyda w Polsce. To już drugie odwiedziny zagranicznego komisariatu w mojej karierze podróżnika. Pierwszy miał miejsce w Finlandii za sprawą zgubionego/skradzionego portfela z dokumentami. 5 lat temu J
Po komisariacie udaliśmy się do centrum na urodzinową kolację, zjedliśmy dość mało orientalnie, ale za to sporo smacznego jedzenia. Ja tradycyjnie wziąłem burgera, Joasia jakiś bardzo dobry makaron z kurczakiem. Smacznie ale bardzo drogo. Kolacja jednodaniowa + 2 małe piwka kosztowały nas 190 shekli. Po kolacji udaliśmy się na imprezową ulicę, którą znaleźliśmy wczoraj. Życie nocne dopiero się tam zaczynało. Zatrzymaliśmy się więc w otwartym pubie po czym wróciliśmy do domu. W drodze do domu zahaczyliśmy o supermarket, który był obsługiwany przez bardzo niezadowolonego ekspedienta. Byćmoży był taki dlatego, że w jego sklepie leciało dość ciężkie techno. Muzyka mocno kontrastowała ze sprzedawcą i ogólnie z miejscem. Kupiliśmy trochę rzeczy na jutrzejszy wyjazd do Bet Lehem (Betlejem). Kasjer, mimo niezbyt pozytywnego nastawienia do życia wręczył nam jeden produkt za darmo tylk dlatego, że nie mógł na nim znaleźć kodu kreskowego :)
Dotarliśmy do domu, wypiliśmy urodzinowe wino i poszliśmy spać. Jutro przebierzemy do Betlejem.  

ZDJĘCIA: https://goo.gl/JofnxF

Dzien 4.

Dzisiaj pojechaliśmy do Betlejem!
Wyjechaliśmy ze stacji Damaceńskiej autobusem nr 231 za 6,80 szekla na głowę. Betlejem to mała, biedna miejscowość (30 tys. Mieszkańców) w której 70% to Muzułmanie a 30% Chrześcijanie. Kiedyś większość mieszkanców była chrześcijanami. Betlejem jest oddalone o 8km od Jerozolimy i znajduje się na terenie Autonomii Palestyńskiej za dużym murem granicznym między Izrealem i Autonomią Palestyńską. Dojechaliśmy na miejsce gdzie przywitali nas taksówkarze oferujący wycieczki objazdowe po Betlejem. My jednak zdecydowaliśmy się na spacer do Grody Narodzenia. Zajęło nam to około 20 minut. Szliśmy pod górę wśród licznych straganów i sklepów e wszystkim co potzebne. Od srzętu AGD, przez jedzenie aż do śpochów dla niemowląt. Dotarliśmy do Bazyliki, która do grudnia 2017 roku będzie w renowacji. Główne wejście do bazylki to mały prostokącik około 130x70cm. Wewnątrz zostaliśmy poinofmowani, że zaraz będzie odbywał się greko-katolicki obrząd  i nie mamy dużo czasu na zobaczenie grotu. Pokierowano nas do wyjścia z groty przez co ominęliśmy sporą kolejkę. Ołtarz i grota są dość niepozorne ale to kolejne miejse, w którym czuje się zderzenie historii i religii  z rzeczywistością. Po grocie pozwiedzaliśmy między innymi kaplicę św. Katarzyny, dziedziniec z drzewami cytrynowymi, podziemia oraz posąd świętego Grzegorza.
Po wyjściu z bazyliki poszliśmy napotkaliśmy sklep z pamiątkami, którego właściwiel jest „super star” piosenki religijnej w Polsce i koncetował w Miechowie. Cały sklep był nastawiony na turystów z Polski, zachęcając z zewnątrz  foliówką z Biedronki...
Po drobnych zakupach poszliśmy na większe zakupy pomiędy betlejemskimi uliczkami. Spędziliśmy tak sporo czasu zataczając kilka kół. Kupiliśmy małe naleśniki za 10 szekli. Początkowo myślałem ze jeden naleśnik tyle kosztował ale okazało się że to cena za cały talerz naleśników. Który ważył około1kg. Następnie wróciliśmy na plac przed Bazyliką na obiad. Potem chcieliśmy złapać taksówkę, z którą wczesniej ustalaliśmy cenę przejazdu do Checkpointu na granicy Palestyny. Jednak była już zajęta i taksówkarz akurat odjeżdżał  z innym klientem. Mimo to rozpoznał nas i zatrzymał się proponjąc kurs objazdowy na rzecz tego innego klienta. Wyszło fajnie, bo objechaliśmy trochę Betlejem, widzieliśmy również Mleczny Kościółw, do którego nie zdążyliśmy podejść wcześniej. Ostatecznie taksówkarz podwiózł nas nie na checkpoint a na zasugerowany przez niego przystanek autobusowy, skąd jadą autobusy, które nie muszą zatrzymywać się na granicy. Poczekalismy, wsiedliśmy, pojechaliśmy. Na granicy okazało się jednak, że zostaliśmy wybrani do kontroli. Większość pasażerów musiała wysiąść, my i kilku innych turystów zostaliśmy i byliśmy legitymowani w środku. Po dojechaniu pod Jaffa Gate zdecydowaliśmy, że wejdziemy jeszcze raz do starego miasta chcąc zobaczyć dwie pozostałe dzielnice – żydowską i ormiańską. W ten sposó znaleźliśmy się po raz kolejny pod ścianą płaczu. Dzisiaj Żydzi modlili się jeszcze bardziej gorliwie, a kobiety po swojej stronie były jeszcze bardziej zapłakane niż ostatnio. Weszliśmy do dzielnicy Żydowskiej, która jest zdecydowanie bardziej zadbana od pozostałych dzielnic. Przeszliśmy wzdłuż starej drogi Cardo. Na jednej ze ścian była pokazy jej oryginalny wygląd. Była to niegdyś główna ulica w tej dzielnicy. Następnie przeszlimy przez dzielnice Muzułmańską do bramy Jaffa. Tam zdecydowaliśmy, że zobaczymy jeszcze dzielnicę ormiańską. Nie udało się jednak nic szczególnego zobaczyć. Było już ciemno i nie do końca wiedzieliśmy gdzie dokładnie się udać.Dotarlismy pod Wieczernik i stamtąd już wróciliśmy do domu. Dzisiejszy dzień w opisie jest krótki jednak dzisiaj czujemy się najbardziej wykończeni, być może to za sprawą chodzenia po Betlejem, które jest całkiem górzystym miasteczkiem. To był nasz ostatni pełny dzień w tym rejonie. Jutro spędzamy początek dnia w Jerozolimie a następnie jedziemy do Tel Awiwu. Główny cel na najbliższe dni – odpoczynek i opalanie

Dzień 5.

Dzisiaj kończymy nasz pobyt w Jerozolimie. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy jeszcze raz do starego miasta, żeby zobaczyc dzielnicę Żydowską za dnia i być może wejść na Wzgórze Świątynne. Pojawiliśmy się po raz kolejny przy ścianie płaczu, gdzie odbywały się jakieś obchody w których Żydzi przenosili i wychwalali jakieś przenośne ołtarze a kobiety, zza płotu ograniczającego ich dostęp do Ściany Płaczu obrzucały ich i ołtarz cukierkami. Wszyscy byli bardzo szczęliwi, rozśpiewani i weseli. Następnie poszliśmy na stara ulicę Cardo, którą widzielismy już wczroaj w nocy. Zrobiliśmy któtki spacer probójąc dostać się do dzielnicy ormiańskiej ale znowu bez powodzenia. Weszliśmy natomiast na dach jednej z budowli po stronie Żydowskiej skąd wyraźnie było widać różnicę między dzielnicą Żydowską, a Muzułmanską – czystość i zadbanie była po stronie Żydów.

Potem spróbowaliśmy dostać się na Wzgórze Świątynne, tym razem udało nam się dostać na godziny otwarcia – 12:30 – 13:30. Stojąc w kolejce do kontroli widzieliśmy jak ludzie w niebieskich jarmułkach świetując coś ze swoim ołtarzem. Doszliśmy na wzrógrze drewnianym mostkiem, z którego było widać Ścianę Płaczu, na wejściu na teren Wzgórza policja kazała mi zakryć nogi, przygotowany ubralem więc lniane spodnie – bardzo przydatny zakup na podróż do Ziemi Świętej. Udało nam się zobaczyć Kopułę na Skale, badzo okazały obiekt, myślę, że to było jedno z ładniejszych miesjc na Starym Mieście, jeśli nie najładniejsze.

Potem udaliśmy się już ostatni raz do Bazyliki Grobu Świętego gdzie jeszcze raz pomodliliśmy się by Kamieniu Namaszczenia. Wróciliśmy do hotelu i pojechaliśmy do Tel Awiwu. Przed wyjazdem zdjedliśmy kubek z ryżem i wołowiną. W lokalu kobieta zostawiła telefon, który udło mi się jej zwrócić (wróciła po niego po par minutach). To tak apropo tego co powinno się robić z telefonami obcych!

Jechaliśmy około godzinę do Tel Awiwu za 24 szekle. Na miejscu, bus za 6.50 podwiózł nas w okolice naszego mieszkania przy Gottlieb 4. Bez internetu nie zorientowaliśmy się że właścicielka zostawiła nam szczegóły na WhatsAppie.  Mieszkanie ładne, ale trochę śmierdzące wilgocią. Z zewnątrz budynek również nie był zbyt zachęcający. Wyszliśmy na plażę – rewelacyjne miejsce! Dłuuuga promenada dla jeżdzących na deska, hulajnogach, rowerach, dla biegających i spacerujących. Woda była w miarę ciepła, przetestujemy to jutro. Za to piasek był jakby kremowy. To jedna z najlepszych plaż na których byłem! Posiedzieliśmy tu dość długo, następnie udaliśmy się na głowną ulicę, gdzie grzmiało od imprez (dzisiaj jest czwartek, więc jutro pewnie będzie tutaj cicho i bezludnie). Po jakimś zasie wróciliśmy do mieszkania i poszlismy spać. Jutro czas na plażowanie!

 Dzień 6.

Plaża.

Dzien 7.

Plaża.

Dzień 8.

Plaża i wylot :)






 (Komentować może tylko zalogowany użytkownik, który wykonał rejestrację pełną.)
01.11.2016 09:18  od:  Darek
Sporo wrażeń jak na niecałe dwa dni... ale miejsce niezwykłe więc prawidłowo. Pilnujcie siebie i sprzętu bo mentów tam pewnie sporo. Pozdrawiamy. Życzymy Asi wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.